Pierwszy dzień w Tokio zaczął się od najbardziej japońskiego doświadczenia, jakie stereotypowo kojarzy się z tym krajem: jazdy metrem w skrajnym ścisku w godzinach szczytu. Tego nawet nie da się opisać. To przypominało pływanie w basenie ze sztuczną falą, masa ludzi po prostu przemieszcza cię do wagonu, aż rozbijesz się o szybę. Wszystko to działo się w całkowitym milczeniu, nikt nie przepraszał, ani nie prosił o przesunięcie się. Nie wiem, czy był dopychacz, który dociskał ludzi, żeby zmieściło się ich więcej. W każdym razie weszło ich więcej niż myślałam, że było możliwe. Większość Japończyków stała ze słuchawkami w uszach i oglądała coś na smartfonach. Nikt nie rozmawiał.

Po ponad 50 minutach i jednej przesiadce dotarliśmy do centrum, gdzie mieścił się pałac cesarski i przynależące do niego ogrody. Do pałacu nie udało nam się zdobyć biletu ponieważ nie mieliśmy że sobą paszportu. Poszliśmy za to na free walking tour po ogrodach.

Okazało się, że cesarz wraz z rodziną mieszka tutaj dalej. Nie w samym pałacu, ale niedaleko, w prywatnej siedzibie. Obecnie panuje 126 cesarz. Według mitów początki cesarstwa sięgają VI wieku p.n.e, ale w rzeczywistości datuje się go na około V wieku n.e. Przez okres szogunatu (1192r.-1867r.) cesarz panował, ale nie rządził. Między szogunem a cesarzem istniała ścisła zależność- cesarz był bogiem i swoim autorytetem legitymizował władzę szoguna. Szogunat zakończył się w dość specyficzny sposób. Do wybrzeży Japonii w połowie XIX wieku przybył statek z USA z listem od prezydenta i żądaniem nawiązania wymiany handlowej między krajami. Japończycy podzielili się na dwa obozy. Jeden, związany z cesarzem, chciał otwarcia się na zachód i zakończenia trawiącej ponad 250 lat izolacji. Izolacja wynikała z obawy pierwszego szoguna, że chrześcijaństwo rozprzestrzeni się w kraju i osłabi jego władzę. Dlatego od roku 1603 utrzymywano relacje handlowe tylko z Chinami i Holandią. Drugi obóz, związany z szogunem, chciał utrzymać dotychczasowy stan. Tym razem przegrali i miało to dalekosiężne skutki dla kraju. Władza wróciła do cesarza, który przeniósł swój dwór z Kioto do Edo, czyli Tokio. Zakończyła się era feudalna, wraz z nią przestała istnieć kasta samurajów. Początek i koniec szogunatu rodu Tokugawy miał miejsce w tym samym zamku: Nijo w Kioto. Nastała epoka Meji i szybki rozwój kraju. Cesarz zachował swój boski status, aż do 1945 roku. Dopiero po przegranej drugiej wojnie światowej stwierdził, że jest tylko człowiekiem, a nie bogiem i jako człowiek jest omylny. Trudno się nie zgodzić z tym faktem, patrząc, jak kierował krajem przed i w trakcie wojny. Władzę przejął rząd z premierem na czele, a cesarz wrócił do pełnienia roli reprezentacyjnej. Umiejętność politycznego lawirowania i zachowywania jakiejś formy władzy i znaczenia sprawiła, że japońska rodzina cesarska jest najdłużej panującą dynastią na świecie.

Ogrody, które zwiedziliśmy, były wcześniej miejscem, gdzie stał pałac szoguna. Spłonął doszczętnie i nie został odbudowany. Zresztą, Tokio stawało w ogniu wiele razy. Ostatni największy pożar miał miejsce w 1923 roku, po trzęsieniun ziemi. Zginęło wtedy ponad 10% populacji miasta. Sporo zniszczeń dokonały również naloty bombowe w trakcie drugiej wojny światowej. W trakcie wycieczki poznaliśmy też dwie ulubione przez Japończyków historie. Pierwsza opowiada o samurajach, którzy po utracie pana stali się roninami i poprzysięgli zemstę. Po dwóch latach planowania udało im się zabić człowieka odpowiedzialnego za jego śmierć. Zanieśli więc jego głowę nabitą na włócznię na grób swojego pana i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku popełnili seppuku. Druga historia dotyczyła psa Hatchiko, który po śmierci pana przez lata przychodził na dworzec kolejowy czekając na jego powrót. Obie opowieści wydają się nie mieć wiele wspólnego (zbiorowe samobójstwo i piesek czekający na właściciela), ale według naszej przewodniczki, są to opowieści o lojalności, czyli bardzo cenionej przez Japończyków cesze.
Po zakończeniu zwiedzania ogrodów poszliśmy na główny dworzec. Codziennie obsługuje on około 500 tysięcy pasażerów i 3 tysiące pociągów. Dworzec otoczony jest przez wieżowce, znajduje się w głównej dzielnicy biznesowej miasta. Swoje biura mają tutaj największe japońskie firmy.

Pojechaliśmy autobusem na market rybny Tsukiji. Zwykle w takich miejscach udawało nam się zjeść dobre i tańsze, niż gdziekolwiek indziej, jedzenie. Nie tym razem. Ceny dań zaczynały się zwykle od 50 złotych. Przede wszystkim można było wybierać w owocach morza, ale wiele stanowisk oferowało także wołowinę wagyu.
Po drodze zobaczyliśmy jeszcze Ogrody Hamarikyū. Rzadko ma się szczęście być w ogrodzie na wiosnę, gdy akurat nic nie kwitnie.


Przejechaliśmy do świątyni Zojo-ji, która była świątynią rodziny Tokugawa. Za nią była słynna wieża tokijska (Tokyo Tower), nieco udajaca wieżę Eiffela, więc przy okazji zaliczyliśmy dwie atrakcje za jednym zamachem.


Później przejechaliśmy przez Tęczowy Most do jednej z najmłodszych dzielnic miasta: Odaiby. Powstała na sztucznej wyspie dzielnica wygląda dość futurystyczne. Sam przejazd kolejką przypominał jazdę rollercoasterem ze względu na to, że jechaliśmy po wysoko położonych torach. Z góry widać było, że Tokio nie jest betonową pustynią i znajduje się tutaj sporo zieleni. Na wyspie zobaczyliśmy figurę robota Unicorm Gundam z popularnej anime.


Wróciliśmy do dzielnicy Shinjuku, gdzie po obiedzie rozpoczęliśmy free walking tour.


Tak jak dzień wcześniej wieżowce były rozświetlone neonami, tłum ludzi przemieszczał się między barami i klubami karaoke. Jednym z punktów do zobaczenia był trójwymiarowy billboard reklamowy na skrzyżowaniu ulic.

Wrażenie było niesamowite, jakby obiekty faktycznie lewitowały poza ekranem. Od przewodnika Hiroshito, który był rodowitym tokjiczykiem, dowiedzieliśmy się na temat kultury picia w Japonii. Przede wszystkim Japończycy zaczynają i kończą barowe przygody w tym samym gronie. Nie praktykuje się wchodzenia w interakcję z innymi osobami, jest to uważane za za niekulturalne. Ponieważ metro kursuje do północy, to o tej porze albo impreza się kończy i ludzie wracają do domu, albo przenosi do klubów karaoke, które są otwarte do rana. Kluby karaoke wyglądają inaczej, niż na zachodzie. Tutaj każda grupa dostaje własny pokój i bawi się sama. Ponieważ zapoznanie kogoś płci przeciwnej jest mało prawdopodobne w trakcie wyjścia na miasto, osoby czujące się samotnie mogą doświadczyć posiadania drugiej połówki udając się do specjalnych klubów. W Shinjuku było pełno reklam i billboardów z tak zwanymi klubami hostess i hostów.

Po wejściu do klubu kilka hostess zaczyna zabawiać klienta i naciągać go na kupno szampana. Podobnie dzieje się w klubie hostów, gdzie młodzi mężczyźni zajmują się klientkami. Są to usługi pozbawione podtekstu seksualnego. Po prostu Japończycy są tak samotni, że płacą tysiące jenów, żeby doświadczyć substytutu posiadania partnera lub partnerki. Gdyby komuś udało się jednak zapoznać osobę płci przeciwnej (poprzez wspólnych znajomych, aplikacje randkowe lub biuro matrymonialne) i chciał spędzić z nią noc to w całej dzielnicy mnóstwo jest tak zwanych love hoteli, czyli hoteli na godziny. Charakterystyczne dla nich jest to, że nie mają okien i zwykle zapewniają dodatkowe atrakcje. W jednych są to stroje do przebieranek, w innych darmowe hot dogi. Oferta jest szeroka. Przeszliśmy też przez ulicę czerwonych latarni.
Gdybyśmy nie wiedzieli, że to tutaj, to nigdy byśmy nie zagadli. Prostytutcja jest w Japonii nielegalna i znajduje się pod kontrolą jakuzy (mafii). Oficjalnie nie ma domów publicznych. Są za to salony masażu, escort girls i coś, co można przetłumaczyć jako „kąpielownie”. Te ostatnie pełnią de facto funkcję domów publicznych. Wyboru pomagają dokonać osoby w tak zwanych centrach informacyjnych. Po zapoznaniu się z preferencjami klienta podpowiadają, gdzie i do kogo najlepiej się udać.

Dzielnica Shinjuku słynie głównie jednak z barów. W wąskich uliczkach znajdują się mini bary mieszczące po maksymalnie 5-6 osób. Przemieszczaliśmy się powoli, bo na ulicach było tłoczono. Poza tym, też było trochę duszno i pachniało dymem ze smażonych i grillowanych potraw.
Klimat nam się podobał. W końcu zobaczyliśmy tę dziwniejszą część Japonii, z nietypowymi zwyczajami i zupełnie odmienną kulturą.
Później przejechaliśmy jeszcze pod budynek rządowy, ale nie udało nam się wjechać na punkt widokowy, bo było już za późno. Wróciliśmy do naszego hotelu. Jutro wyprawa do Nikko.
Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Brak komentarzy