Dziś udało się pospać do 9. Śniadanie hotelowe było podstawowe, ale w porządku. Na 10:30 stawiliśmy się w wyznaczonymi miejscu na free walking tour.

Przewodniczką była młoda Gruzinka, która przybliżała nam kulturę Gruzji i specyfikę miasta Tbilisi. Zaczęliśmy od oryginalnej wieży zegarowej, która stała się niemal symbolem miasta, a ma raptem 15 lat. Wraz z przyległym budynkiem został stworzony przez Gabriadzego i mieści się tam teatr lalek. Na jednej ze scian widnieje mądra sentencja w jezyku łacińskim:
„Extra Cepam Nihil Cogito Nos Lacrimare”,
co można przetłumaczyć jako: „Nie chcę, żeby nasze łzy miały inną przyczynę niż cebula” — czyli przenośnie: „Niech nasze łzy będą tylko od krojenia cebuli”*.
To poetyckie i nieco humorystyczne motto doskonale wpisuje się w klimat teatru – mówi o prostocie i szczerych emocjach, unikając zbędnego dramatyzmu.

Potem odwiedziliśmy najstarszy kościół w Tbilisi: Anchiskhati z VI w. z urokliwym dziedzińcem.


Następnie odwiedziliśmy kościół, gdzie towarzysz Stalin brał ślub z pierwszą żoną.
Kolejna odwiedzona atrakcja to Most Pokoju zaprojektowany we Włoszech i przywieziony stamtąd na 100 ciężarówkach. Lokalnie zwany… „podpaską”.


Kolejnym punktem programu była degustacja wina. Mieliśmy możliwość zapoznać się z 4 z ponad 200 szczepów gruzińskich win.

Następnie odwiedziliśmy katedrę Sioni. Mieliśmy dodatkową atrakcję w postaci chrztu, który akurat się tam odbywał.




Dalej była piekarnia. To tu się robi lobiani, chaczapuri i inne pokrewne wypieki. Były również pączki!

Zrobiłem sobie zdjęcie z pominkiem tamady, czyli takiego gruzinskiego wodzireja od wznoszenia toastów na imprezach zwanych tutaj „supra”.

Wjechaliśmy kolejką pod pomnik Matki Gruzji. Ma ona bardzo bogatą symbolikę, trzyma w jednej ręce wino, a w drugiej miecz. Patrzy w stronę Rosji. Reprezentuje silną, ale też zmienną kobietę, która zareaguje adekwatnie: albo gościnnie, albo walecznie.


Z góry rozpościerał się piękny widok na miasto.

Na górze znajdują się ruiny twierdzy Nariklala z IV w. I tu zakończyła się nasza wycieczka z przewodnikiem. Po wypiciu kawy, zaczęliśmy schodzić w stronę miasta.

Tbilisi zaskakiwało niemal na każdej ulicy.







Na późny obiad udaliśmy się do Kinkali Pub. Niby to była restauracja, ale w sumie to w formie pubu. I z bardzo niepasującą, elektroniczną muzyką. Natomiast jedzenie było bardzo dobre: modyfikacja standardowej tutaj sałatki z ogórkiem i pomidorem, łosoś z frytkami, a na deser kinkali na słodko z truskawkami i jagodami w środku.



Potem odwiedziliśmy meczet (chyba jedyny w mieście).

Tuż poniżej meczetu znajdują się łaźnie siarkowe. Jedna oferuje wejscia indywidualne do publicznej łaźni. W większości jednak można zarezerwować prywatne pomieszczenie, np. z zimną i gorącą wodą, sauną i strefą wypoczynku. Ceny zaczynają się od 270zł za godzinę.

Na koniec dnia udaliśmy się na Plac Wolności z posągiem św. Jerzego.

Kawałek dalej był gruziński parlament, gdzie kilka godzin później odbywał się protest antyrządowy. Protesty trwają tu już prawie od roku w związku z podejrzeniem sfałszowania wyborów parlamentarnych w 2024 oraz zawieszenia procesu akcesyjnego do UE.


Stąd podeszliśmy pod dolną stację kolejki na górę z Parkiem Mtatsminda oraz charakterystyczną wieżą telewizyjną. Kolejka w 2 strony kosztowała ponad 34 zł. Z góry jest super widok na miasto. A cały teren dookoła to park rozrywki.





Po wypiciu soczków na samej górze, zjechaliśmy tą samą kolejką na dół i udaliśmy się do pubu… „Warszawa”, który jest prowadzony przez Polkę. Jest tu polska wódka, piwo i pub ten słynie z najniższych cen w mieście.

Oczywiście, spotkaliśmy tu Polaka, który żyje i pracuje w Gruzji.
Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Brak komentarzy