O 7:30 dostałem keralskie śniadanie. Ciężko mi opowiedzieć, co to właściwie było. Chyba naleśniki z mąki ryżowej i taki rzadki sos na bazie kokosa.

O 8 pan właściciel wziął mnie na skuter i zawiózł na przystań tutejszych publicznych promów rzecznych. Takie wodne MPK. Płynąłem ponad pół godziny po kanałach i jeziorkach „backwaters”.


„Backwaters” w Alleppey (Alappuzha) to sieć spokojnych lagun, kanałów, jezior i rzek na wybrzeżu stanu Kerala w południowych Indiach. Tworzą one unikalny, wodny ekosystem, oddzielony od Morza Arabskiego pasmem długich wysp i mierzei.
Na umówionym przystanku przejął mnie Jakub, mieszkaniec tutejszej wioski, który prowadził potem łódkę. Dołączyły jeszcze 2 dziewczyny, Hinduski z Pendżabu. Wyobraźcie sobie, że one musiały się porozumiewać po angielsku, bo w hindi tu nikt prawie nie mówi. W ogóle językiem hindi posługuje się mniej niż połowa mieszkańców Indii.
Dostaliśmy śniadanie (to już drugie dziś!), po czym wskoczyliśmy do małej łódki napędzanej wiosłem. Jakub-sternik miał 70 lat! A wiosłował z nami na pokładzie przez 3h!

Podczas rejsu obserwowaliśmy życie mieszkańców, którzy w tych kanałach się kąpali, robili ręcznie pranie, myli naczynia. Ciekawy był tu układ, ponieważ kanały są na ogół wyżej, niż teren dookoła, który tworzy rozległe pola ryżowe. Domy były albo na filarach, albo poniżej poziomu kanałów. Niektóre z nich są zalewane podczas pory deszczowej.

Kanały są jedyną drogą transportową dla wielu domostw. Po prostu nie ma tam dróg lądowych.
„Backwaters” słyną z jedno- i wielodniowych wycieczek houseboatami, czyli pływającymi mini-hotelami.


O 13 wróciliśmy do punktu początkowego i zjedliśmy obiad.


Do miasta wróciłem ponownie promem rzecznym. I poszedłem na masaż ajurwedyjski, popularny w tym regionie. Jego koszt to 80zł za 1h plus 15min. sauny parowej. Sam zabieg był dość dziwny. Gość używał tony dziwnie pachnących olejków, a łóżko do masażu było całe drewniane (twarde). A samo masowanie składało się z mechanicznej sekwencji ruchów, a nie polegał na wyczuciu pacjenta (analogicznie, jak masaż tajski). Sauna parowa z kolei, to było takie zamykane siedzenie, że wystawała mi jedynie głowa.
Pojechałem na dworzec kolejowy, aby kupić bilet na jutrzejszy pociąg. Ale tam powiedziano mi, żebym po prostu kupił jutro przed odjazdem. Dziwne zasady…
Wróciłem więc w moje okolice do knajpki Catamaran na kolację i jakieś soczki.

Ciekawostki i przemyślenia
- Palenie śmieci
- Wczoraj drugi raz spotkałem się z wypalaniem śmieci tuż pod domem! Będąc w pokoju najpierw myślałem, że to papierosy, ale potem dym był nie do wytrzymania i wyszedłem opieprzyć właścicielkę z pytanien, co wyprawia.
- Intensywny plan
- Wielu z Was dziwiło się na mój intensywny plan na tym wyjeździe. Jednak po raz koleiny intuicja mnie nie zawiodła. W żadnym z odwiedzonych miejsc nie miałem ochoty zostać dłużej. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że wyjeżdżam. Indie i Bangladesz to nie są moje kraje.
- Google maps nie działa
- Nie że techniczne nie działa, bo aplikacja jest ok. Ale Hindusi nie korzystają z niej, nie umieją, albo nie znają się na mapie. Niemal codziennie się z tym spotykam, że pokazuję taksówkarzowi coś na google maps, on patrzy jak w święty obrazek, czyta po kolei wszystkie nazwy, które widzi, po czym stwierdza, że nie pojedzie. Ja mu pokazuję, że to tylko 2km! I trzeba jechać prosto, a potem w lewo. I że to blisko bardzo. I dopiero jedziemy.
- Ołtarzyki w domach
- Tu w okolicy jest dużo chrześcijan. Zaglądając do ich domów zauważyłem, że u każdego jest religijny ołtarzyk w eksponowanym miejscu.


Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Brak komentarzy