18.05 Kanazawa

2024 Japonia By maj 18, 2024 Brak komentarzy

Dziś zwiedzaliśmy Kanazawę, stolicę prefektury Ishikawa. Miasto ma niecałe pół miliona mieszkańców i jest zdecydowanie mniej zatłoczone niż Kioto. Możliwe, że z powodu trzęsienia ziemi, które wystąpiło niecałe trzy miesiące temu na północ od Kanazawy, w Noto, i dość skutecznie odstraszyło turystów. Przy logowaniu się do miejskiego wifi wyświetlała się informacja, że że względu na stan zagrożenia wifi będzie dostępne bez limitu czasowego. Ograniczenia lokalizacyjne działy za to jak zawsze i w większości miejsc Internet nie łączył się wcale. Czyli w przypadku trzęsienia nie ma co liczyć na smartfony, tylko trzeba sprawdzać pod nogami, czy ziemia dalej tam jest.

Po świetnym śniadaniu w hotelu i sprawdzeniu kliku rzeczy w przewodniku ruszyliśmy do dzielnicy samurajów: Nagamachi. Domy i przestrzenie między nimi są zdecydowanie większe niż w innych częściach Japonii. Dzięki temu uniknięto pożarów na dużą skalę i spora część budynków przetrwała w oryginalnej formie.

Jeden z domów, należący do rodziny samurajów wyższej rangi, Nomura-ke, był otwarty do zwiedzania. Wewnątrz znajdowała się wystawa mieczów samurajskich i oryginalna, pełna zbroja samuraja. Przy domu był mały, uroczy ogród ze stawem.

Widzieliśmy też dom rodziny Takeda, gdzie zrekonstruowano, jak wyglądały pokoje niższych rangą samurajów, którzy pełnili funkcję służby dla wyżej postawionych i bogatszych warstw.

Później przejechaliśmy do dzielnicy gejsz Higashi Chaya, zatrzymując się po drodze w spokojniejszej dzielnicy Kazuemachi Chaya, gdzie są domy gejsz, bary z sake i kawiarnie.

W Higashi Chaya też królowała niska, drewniana zabudowa. W większości budynków mieściły się sklepy z lokalnymi wyrobami. Popularnym deserem są tutaj lody z płatkami złota. My też się na nie skusiliśmy. Złoto nie ma żadnego smaku. Poza tym że płatki lepią się do ust to właściwie nie czuć, że coś się je.

Następna była główna atrakcja miasta, czyli ogród Kenroku-en. Według przewodnika uznawany jest za jeden z trzech idealnych ogrodów w Japonii. Nam bardziej podobał się ten w Hiroshimie, choć po tym też przyjemnie się spacerowało.

Później zwiedziliśmy zamek, a właściwie rekonstrukcję zamku w Kanazawie.

Japończycy są naprawę dobrzy w odbudowywaniu zabytków z zachowaniem historycznej dokładności(np. ściany mają bambusowy szkielet, związany sznurami i zalepionymi błotem czy gliną).

Przy większości dotychczas zwiedzionych obiektów były adnotacje, że jest to rekonstrukcja. Oryginalna budowla najczęściej spłonęła (zwykle kilka razy), została trafiona piorunem (i spłonęła), zniszczona w trakcie bitwy za czasów samurajów, lub trafiona bombą (atomową lub konwencjonalną). Wyjątkiem jest zamek w Himeji, którego wszystkie powyższe katastrofy ominęły i stoi jak stał od 400 lat.

Ostatnim punktem była świątynia Oyama, zbudowana w oryginalnym stylu: japońsko-chińsko-zachodnim.

Zwiedzanie Kanazawy okazało się przyjemniejsze, niż się spodziewaliśmy. Bez szalonej liczby turystów można było zatrzymać się przy każdej tabliczce i popodziwiać szczegóły drewnianych konstrukcji albo z pietyzmem zaaranżowane rośliny w ogrodach. Trudniejsze było zorientowanie się, jakim autobusem mamy się przemieścić, albo co jest napisane w menu, bo wszystko było po japońsku. Nawet na autobusach nie było numerów. Trzeba było zapamiętać jak wyglądały znaki po japońsku na planie jazdy i porównać je z wyświetlanymi na froncie pojazdu. Dla nas ciąg znaków wyglądał mniej więcej tak „opadnięta wierzba, szubienica bez jednej nogi, tango pijanego karalucha, małe tori na dużym tori”. I tym autobusem mieliśmy jechać. Jakoś się udało, ale było to bardzo frustrujące. Podobnie rzecz się miała z szukaniem jedzenia. To już była bolączka także we wcześniejszych miastach. W menu nie było nic po angielsku poza słowami „food menu”. Jako że ze znajomością angielskiego wśród Japończyków jest bardzo słabo, to zwykle musieliśmy iść do innego miejsca, bo i tak byśmy się nie dowiedzieli co mają w ofercie.

Kanazawę opuściliśmy późnym popołudniem i Shinkansen udaliśmy się do Nagano. 260km pokonaliśmy w nieco ponad 1h.


Discover more from Piotrkowe Wyprawy

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *