07.08 Z Kutaisi do Mestii

2025 Gruzja By sie 07, 2025 Brak komentarzy

Śniadanie mieliśmy zamówione na 7:30 w naszym hostelu. Było mocno gruzinskie, więc zawierało sporo mięsa. Nie skorzystalem z tej części. Ale też głodny od stołu nie wstałem.

Następnie pojechaliśmy Boltem na dworzec autobusowy. W sumie to był raczej postój busów. Na miejscu okazało się, że marszrutka do Mestii będzie o 10. Mieliśmy więc ponad godzinę czasu. Po kupnie biletów poszliśmy do McDonalda na kawę, gdzie największym luksusem była klimatyzacja. Pomimo wczesnej godziny, temperatura w Kutaisi wynosiła już prawie 30st.C.

Przed odjazdem kupiliśmy jeszcze wodę i ciastka na drogę. Odwiedziliśmy też kantor.

Piwo w gigantycznej, plastikowej butelce!

Wraz z nami jechał niemal pełny bus obcokrajowców. Wyruszyliśmy chwilę po 10 i obiecano nam dojechać na miejsce w ciągu 6h. Kierowca robił wszystko, aby obietnicę wypełnić. Mieliśmy wrażenie, że dostaje jakąś premię za każdy wyprzedzany pojazd. Legendy o gruzińskich kierowcach marszrutek nie są przesadzone. O ile początkowe 2-3h były w dość płaskim terenie, o tyle potem jechaliśmy przez góry. Kierowca bynajmniej nie zwolnił. Zakręt, linia ciągła, auto z naprzeciwka nie były żadną przeszkodą w wyprzedzaniu! Podkręcał tylko gruzińską muzykę i gaz do dechy! Busik oczywiście nie posiadał klimatyzacji…

Kierowca, naturalnie, uprawiał po drodze prywatę i z 6 razy zatrzymywał się nagle, coś od kogoś brał, albo podawał. Do tego co chwilę na drodze stały lub leżały… krowy, które trzeba było sprytnie wyprzedzać. Chyba podobnie to wygląda w Indiach.

Do Mesti dojechaliśmy na obiecaną 16. Rozejrzeliśmy się po okolicy, poszliśmy zameldować się do hostelu i następnie kupiliśmy bilety na przejazd kolejnego dnia do Ushguli oraz za 2 dni do Batumi.

Rozważaliśmy dotarcie do pobliskiego lodowca Chaladi, ale zmęczenie wzięło  górę i poszliśmy do muzeum etnograficznego.

Największą moją uwagę przykuły świetnie zachowane księgi z X wieku.

Po szybkim prysznicu, w końcu dostaliśmy się na wyczekiwaną kolację! Oczywiście po gruzińsku: adżapsandal, chaczapuri i salatka z ogórka i pomidora. Wszystko naprawdę bardzo smaczne!Towarzyszyły nam duże, lokalne psy.

Po kolacji udaliśmy się na zwiedzanie jednej z tutejszych, bardzo charakterystycznych wież, które pełniły w średniowieczu funkcje mieszkalno-obronne. Miały po kilka kondygnacji i przemieszczano się po nich za pomocą drabin. Często na parterze nie było wejścia.

Ogólnie caly ten region jest na liscie UNESCO od 1996 roku.

Na koniec byliśmy na koncercie muzyki gruzinskiej smakując lolalnego wina.

Mestia to naprawdę małe miasteczko, niewiele się tu dzieje, nie ma jeszcze masowej turystyki, choć chyba w tym kierunku nieuchronnie zmierza.


Discover more from Piotrkowe Wyprawy

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *