Po wczesnym śniadaniu pojechaliśmy Boltem na dworzec autobusowy Didube. Ledwo wsiedliśmy, jacyś ludzie zaczęli pytać dokąd: Gori – ok – biegiem za „kierownikiem” do busika, który właśnie odjeżdżał. Świetna organizacja! Za jakieś 7zł dojechaliśmy w mniej więcej 1h do centrum Gori.
Od razu rzuciło się nam w oczy muzeum Stalina i jego słynny wagon, którym podróżował. Wagon jest dostępny do zobaczenia za darmo, co też uczyniliśmy.




Naturalnie, przed muzeum stał, w sumie mało okazały, pomnik Stalina. Stalin jest w Gruzji uważany często za ważną osobistość, trochę jak bohater narodowy. Często za niego wznoszone są toasty, szczególnie przez starsze pokolenie Gruzinów.

Ostatnią atrakcją jest dom, w którym mieszkał Stalin do 4tego roku życia.

Do muzeum nie wchodziliśmy. Trochę z braku czasu, trochę bo nie jest ponoć specjalnie ciekawe.
Zaraz po dojechaniu tutaj zaczepił nas szczerbaty, starszy taksówkarz, który wyjaśnił, że z Gori nie jeżdżą busy do Kutaisi. Niespodzianka więc. Co w zamian? Trzeba łapać busy na autostradzie. Dogadaliśmy się więc z taksówkarzem, że nas weźmie do skalnego miasta Uplisciche, poczeka na nas i odwiezie nas do tego autostradowego przystanku. Całość za 67 zł.
Uplisciche jest oddalone od Gori ok. 10 km. Wstęp kosztował 27 zł, w tym degustacja wina. Uplisciche to starożytne skalne miasto w Gruzji, położone nad rzeką Kura, około 10 km od Gori. Jego początki sięgają co najmniej VI w. p.n.e., a największy rozkwit przeżywało w okresie od wczesnej epoki żelaza po późne średniowiecze. Miasto wykuto w litej skale – znajdują się tam korytarze, komnaty mieszkalne, świątynie i sale reprezentacyjne. Było ważnym ośrodkiem handlowym na trasie jedwabnego szlaku i centrum religijnym przed wprowadzeniem chrześcijaństwa w Gruzji. Po XI w. zaczęło tracić znaczenie, a ostatecznie podupadło po najazdach mongolskich w XIV w.
W sumie to ciekawe miejsce, działało na wyobraźnię. Jednak zdecydowanie ciekawiej byłoby mieć tu przewodnika.






Degustacja wina była bardzo symboliczna, zdecydowanie nie warta tych 7 zł ekstra, jako dopłata do biletu.
Nasz taksówkarz był dalej na miejscu, uff! Po jakichś 30 min. podwiózł nas pod autostradę. W momencie wejscia na asfalt, podjechał busik do Kutaisi. To się nazywa szczęście! Po jakichś 2h znaleźliśmy się w Kutaisi.
Ponownie wzięliśmy Bolta i podjechaliśmy pod katedrę Bagriatego. Została wpisana na UNESCO w 1994 roku, nastepnie kontrowersyjnie wyremontowana, w wyniku czego została wykreślona z tejże listy w 2017. I wg. mnie słusznie.




Pod katedrą mogliśmy zobaczyć tutejsze żebrające babuszki. O jedną trzeba było się potknąć przy wejsciu na teren kościoła.


Tuż obok weszliśmy do kawiarni z niby widokiem na miasto z góry. Widok był bardzo przeciętny. Jednak klimatyzacja przekonała nas do zatrzymania się tam na kawę w ten upalny dzień. Obsługa też była podobnej jakości, jak widok. O ile kawę dostaliśmy w miarę sprawnie, o tyle naleśnika nie doczekaliśmy się przez 40 min. Zapłaciliśmy więc jedynie za kawę i poszliśmy do centrum.
W ogóle obsługa kelnerska w Gruzji pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim dania wydawane są zupełnie losowo, w kolejności „jak kucharz przygotuje”, co jest mocno irytujące dla zachodniego Europejczyka. Kelnerzy często nie potrafią powiedzieć „proszę”, czy „przepraszam”, ani nawet się sztucznie uśmiechnąć do klienta.
W Kutaisi nie ma zbyt wiele do zwiedzania. Zobaczyliśmy atrakcję nr 1, czyli wielką fontannę.

Dalej byl przyjemny park.


Weszliśmy też na Zielony Bazar, czyli tutejsze targowisko. Kupiliśmy nawet 1 pomidora do zabrania do Polski. Pomidory są tutaj obłędne!

Podzas spaceru widzieliśmy też wiele gruzińskich osobliwości.



Na koniec poszliśmy na kolację do restauracji Magnolia, od której zaczęliśmy gruzińską przygodę tydzień temu. Jest ona położona tuż przy rzece.


Jedzenie było smaczne, niedrogie, jednak tu również obsługa zawiodła i przez 1h nie otrzmaliśmy jednego z zamówionych dań. Poprosiłem więc o anulowanie go i rachunek. W sumie na dobre wyszło, bo byliśmy już pełni.
Spod restauracji pojechaliśmy Boltem na lotnisko (25 min.). Wszystko poszło zgodnie z planem i po 22 wylecieliśmy z powrotem do Katowic (3h 15min.).
Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Brak komentarzy