Noclegi w Ameryce Srodkowej troche weryfikuja pojecie „hotelu”. Warunki spartanskie – pokoje bez okien (chociaz i tak dobrze ze nie bez klamek 😀 ).
Wczoraj udalismy sie na wycieczke do Kanionu Somoto. Najpierw taksowka (a jakze!) chlopek nas zawiozl pod lepianke swojego kolegi, ktory nazywal siebie „przewodnikiem po kanionie” (guia). Za utargowane 15$ od osoby kupilismy swojego przewodnika i wsrod swin i kaczek przebralismy sie w stroje kapielowe (bylam nawet w wychodku, ha! :P), dostalismy rozpadajace sie buty do wody i kamizelki ratunkowe, a potem czekaly nas 3 etapy wycieczki po kanionie: 1. wedrowka wzdluz rzeki, 2. plywanie rzeka wplaw, 3. plywanie lodka po rzecze. Ubaw przedni, troche jak rafting bez pontonu 🙂 Poobijani o rzeczne kamienie i skaly udalismy sie nastepnie do hostelu po rzeczy i znow w droge – do Masaya.
I znow czekal nas sprawny transport – zaskakujace jest to, ze w tak chaotycznym kraju, transport wydaje sie o niebo lepiej zorganizowany niz w Polsce. Przyjezdzasz do jednego miejsca, za chwile masz autobus do kolejnego. Poza tym ludzie sa niesamowicie pomocni. Stalam sobie na dworcu w Esteli, pilnowalam bagazu (Piotr poszedl po jedzenie :P), nic nikogo nie pytalam, nagle jakas dziewczyna zapytala dokad chce jechac i zaczela wypytywac wszystkich o ktorej i skad jedzie autobus 🙂 no mega sympatyczne.
Przyjechalismy do miasta Masaya wieczorem i… przezylismy szok z tego jak wyglada „dworzec”. Otoz dworzec byl polaczeniem wielkiego placu z udeptanej ziemi, targu z owocami i zwierzyna domowa oraz wysypiska smieci. Jeden wielki misz-masz. Nie wygladalo to zbyt bezpiecznie, wiec starym zwyczajem od razu w taxi i do hotelu. Hotel, jak juz wspominalam – pokoje bez okien 😛 Naszym plynnym hiszpanskim wszystko ustalilismy, zaplacilismy a potem okazalo sie ze (o dziwo!) wlasciciel mowi calkiem dobrym angielskim 😛
Dzisiaj z kolei poszlismy z rana na wycieczke na aktywny wulkan Masaya. Ciekawe przezycie w oparach siarki i 30 C upale… Cali mokrzy po ponad godzinie dotarlismy na szczyt z solidarna decyzja: na dol JEDZIEMY czymkolwiek. Po wyjsciu na wulkan od razu skierowalismy sie do straganu ze swiezymi owocami i kupilismy plastry ananasa (po raz pierwszy jadlam ananasa z sola – super!) i arbuza. Przed droga powrotna to samo + mleczko prosto z kokosa 🙂
Ponizej kanion Somoto + wulkan Masaya 🙂
Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.


Brak komentarzy