Zakładam blog. Pewnie kilka osób będzie chciało wiedzieć, czy jeszcze nas dzikie zwierzęta nie zjadły, więc tutaj MOŻE uda się coś pisać. Trzymajcie kciuki za mnie i Ania Z 🙂
Zakładam blog. Pewnie kilka osób będzie chciało wiedzieć, czy jeszcze nas dzikie zwierzęta nie zjadły, więc tutaj MOŻE uda się coś pisać. Trzymajcie kciuki za mnie i Ania Z 🙂
Pakowanie, organizowanie, drukowanie, przygotowywanie… jak to Ciapek powiedział – „reisensraczka”. Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę, szukanie osób na Couch Surfing, zbieranie informacji, adresów. Jutro o 9 wyjazd. Pierwszy odcinek Katowice – Barcelona do pokonania na pokładzie Wizzair. Plecak, ubrania, stosy kartek… I Ania nie ma śpiwora 😛
Skupienie, kazda nowa informacja na wagę złota. Może zdążymy na lotnisko, bo oczywiście jesteśmy spóźnieni.
A jednak się udało 😉 Dotarliśmy do Barcelony, nasz hiszpański okazał się być na świetnym poziomie, ponieważ udało zamówić się obiad i – uwaga – dostaliśmy to, co chcieliśmy :).
Bedzie krotko. Po dluuugim dniu, glownie w samolocie i spedzonym na czytaniu przewodnikow, chwili strachu czy oby taksowka z lotniska nas gdzies nie porwie, udalo sie dotrzec do naszego „znajomego” z CouchSurfingu. Jestesmy cali i bezpieczi w El Progreso. Jutro z rana kolega zawozi nas na dworzec autobusowy w San Pedro Sula i jedziemy do Copan Ruinas.
Wczoraj wieczorem okazalo sie, ze nasz kolega Juan Carlos nie ma biezacej wody w lazience i trzeba bylo wziac „prysznic” metoda wiaderko – czerpaczek. Zmeczeni zasnelismy szybko. Pobudka ok.6, regionalne sniadanko z regionalna kawa i wyjazd do San Pedro Sula w… bagazniku :). Nasz kolega nie mial miejsca w aucie, bo zabieral jakies 4 dziewczyny do miasta do pracy. W…
Pobudka 6:30, w koncu mamy wakacje 😉 Po ogarnieciu sie i sniadaniu(burito) pojechalismy do ruin. Przewodnik okazal sie nieustepliwy w kwestii ceny (25$), wiec poszlismy zwiedzac na wlasna reke. Nie bylo prawie turystow, wiec oprocz komarow, nikt nam nie przeszkadzal w zwiedzaniu i moglismy poczuc klimat Majow. Jednak brakowalo troche informacji co i do czego sluzylo, albo co wykute znaczki…
W miescie Tela z pomoca miejscowych udalo nam sie zorganizowac prywatnego taxowkarza, ktory zabral nas do wioski Trinfo de la Cruz, gdzie mieszkaja potomkowie afrykanskich niewolnikow. Po zaznajomieniu sie z ich bogata kultura (swinie w blocie w centrum wsi i kuchnie polowe :P) i odtanczeniu „punta” z miejscowa ludnoscia, nasz prywatny taxowkarz zabral nas do hostelu po plecaki a nastepnie…
Uff, duzo sie dzialo! Wczoraj, zgodnie z planem wypozyczylismy quada (45USD) i pojechalismy na podboj wyspy. Okazalo sie, ze za duzo drog nie ma i w sumie objechalismy tylko wschodnia czesc. Duze kaluze, bloto, ja i Ania oraz quad. Idealne polaczenie! Na zmiane prowadzilismy (pierwszy raz w zyciu) taki sprzet, nagrywalismy filmiki, robilismy zdjecia, gonilismy jaszczurki, wjezdzalismy w kazdy zakamarek….
Noclegi w Ameryce Srodkowej troche weryfikuja pojecie „hotelu”. Warunki spartanskie – pokoje bez okien (chociaz i tak dobrze ze nie bez klamek 😀 ). Wczoraj udalismy sie na wycieczke do Kanionu Somoto. Najpierw taksowka (a jakze!) chlopek nas zawiozl pod lepianke swojego kolegi, ktory nazywal siebie „przewodnikiem po kanionie” (guia). Za utargowane 15$ od osoby kupilismy swojego przewodnika i wsrod…