Dzień przywitał nas znowu biednym śniadaniem. Sprawidziliśmy na kamerach online, że nasz przyjaciel Fuji jest przesłonięty chmurami, więc nie miała sensu ponowna wycieczka rowerem nad jezioro (pod górę, ok. 10km). Pojechaliśmy więc do pobliskiego jeziorka, które okazało się mało urodziwą, większą sadzawką.
Udaliśmy się na główną ulicę do kawiarnii. Okazało się to jednak wyzwaniem. Z nieznanego nam powodu, sporo kawiarnii było zamkniętych, albo w ogóle w dniu dzisieijszym, albo do np. do 12:00. My byliśmy jednak gotowi na kawę z deserem już przed 11. Po kilku nieudanych próbach dotarliśmy do mocno zakamuflowanej Cafe Madrid.
Następnie wróciliśmy do kwatery, a uprzejmy gospodarz zawiózł nas na dworzec autobusowy. Kasa biletowa była nieczynna z powodu… przerwy. Autobus się spóźnił, znowu było rozponawanie linii po japońskich znaczkach. Niedługo zostanę ekspertem.
Udało się wsiąść, choć autobus był już zatłoczony. Był to zwyczajny autobus miejski. Jechaliśmy nim prawie 2h. Oryginalne rozwiązanie… Przesiadkę mieliśmy w jakiejś mało znaczącej miejscowości Gotemba, gdzieś na niemal osiedlowej droodze na przedmieściach. Ciekawostka: można było płacić kartą za przejazd, ale jedynie Visa. Akurat miałem przy sobie 3 Mastercard. Basia uratowała sytuację. Kolejne oryginalne rozwiązanie logistyczne.

W oczekiwaniu na koljeny autobus udało się zjeść mały lunch z kawą.

Potem nieco ponad 30min. jazdy przez góry (znowu miejskim autobusem) i znaleźliismy się w Gora. Nocleg mieliśmy tuż przy przystanku autobusowym, oraz przy kolejce do góry, ale o tym będzie jutro.
Nasz hostel ma onsen, więc oczywiście skorzystaliśmy. Potem była znowu pizza na kolację. Tutaj naprawdę jest tylko kilka restauracji, z tego nie wszystkie serwowały wegetaraińskie dania lub wymagały wcześniejszej rezerwacji. Przed snem znowu onsen.

Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Dobrze, że macie możliwość relaksingu w onsenie,