14.11 Sundarbans – lasy namorzynowe

2025 Indie - Nepal - Bangladesz - Malediwy By lis 14, 2025 4 komentarze

Znowu nie udało mi się pospać. O 6:30 przyjechał po mnie organizator-przewodnik, z którym miałem pojechać w lasy namotzynowe Sundarbans. Jest to druga, po Dhace, Największa atrakcja kraju. Pojechaliśmy rikszą na dworzec autobusowy, a dalej autobusem do miejscowości Mongla. 40-50km zajęło 1,5h. Droga była zła.

Dworzec PKS

Na miejscu zjedliśmy śniadanie w bardzo lokalnej restauracji (dal z soczewicy, jajko omletowo-sadzone, cienki ichniejszy chlebek, ziemniaki). Znowu miałem niepewne myśli co do mojego żołądka…

Potem podeszliśmy do nabrzeża rzeki, sprawdzić sytuację z łódkami. Muszę przyznać, że przewodnik mnie wkurzył, ponieważ ustaliliśmy plan i cenę miesiąc temu. A wczoraj napisał mi, że teraz mało turystów i nie ma łódki płynącej w jedno z ustalonych miejsc, więc moge wziąć prywatną i dopłacić sporo więcej, albo możemy zwiedzić jego wioskę w zamian. Wyraziłem swoje niezadowolenie i stanęło na tym, że zobaczymy z rana, jakie są opcje realnie.

Tak więc nastała ta sytuacja. Drugie miejsce było faktycznie niedostępne, więc wybrałem wioskę.

Przystań dla łódek

Wyruszyliśmy w końcu i płynęliśmy ok. 30min. do tzw. centrum turystycznego Karamjal. Przywitały nas małpki (podgatunek makakow). Potem oglądaliśmy zagrody służące do rozmnażania krokodyli. Były też baseny z zagrożonym wyginieciem gatunkiem żółwi (Batagur słodkowodny).

Batagur słodkowodny

Potem mieliśmy spacer wgłąb lasu namorzynowego. Z racji, że to las namorzynowy, czyli taki, który jest regularnie zalewany przez przyplywy, czyli jest tam non stop mokro lub bagniście, szliśmy betonowym pomostem.

Dowiedziałem się trochę o charakterystyce takiego lasu. Wiecie, co to są korzenie oddychające? Otóż gatunki drzew namorzynowych puszczają tysiące korzeni, które trochę wystają z ziemi i służą im do pobierania tlenu z powietrza. A dlaczego? Ponieważ zasolona gleba jest uboga w tlen i rośliny poradziły sobie w ten właśnie sposób. W zależności od gatunku drzewa, są te specjalne korzenie są grubsze lub cieńsze i maja nieco inne kształty. Wystają z gleby tak do 30cm (na oko).

Wystające korzenie oddechowe

Poza tym były jelenie w zagrodzie oraz weszliśmy na 2 wieże widokowe.

Byłem jedynym białym w całym tym miejscu. I stałem się atrakcją. Ludzie podchodzili do mnie najczęściej bez slowa, ustawiali się i ktoś robił nam zdjęcie. Po czym zamieniali się i kolejne zdjęcie. I tak kilka razy. Potem odchodził bez słowa. Poczułem się jak pomnik Dawida we Florencji, którym sobie ludzie pstrykają fotki. Czasam zagadywali: „country?”. Ja odpowiadałem „Poland”, wymiana uśmiechów i tyle. Tak więc, może już jestem celebrytą w Bangladeszu? Dzień wcześniej Sony zrobił sobie fotkę ze mną i umieścił na firmowym profilu, podbudowując swoja wiarygodność na zadadzie: patrzcie, z moich usług korzystają biali!

Potem wsiedliśmy znowu do łódki i popłynęliśmy do umówionej w planie wioski. Tu stałem się jeszcze większą atrakcją! Weszliśmy do baaaardzo lokalnej kawiarenki (chyba). Dzieci patrzyły na mnie, jak na święty obrazek. Stały i się po prostu gapiły. Starsi standardowo: „country?”. Potem zagadywali coś więcej, ale w bengala, więc przewodnik tłumaczył.

„Kawiarnia”

Poszliśmy na spacer. Byłem oczywiście z przewodnikiem i w asyście kilku wioskowych. Wzbudzałem chyba nie mniejsze zainteresowanie wioski, niż wioska moje. Było tu całkiem czysto, domostwa bardzo skromne. Ludzie mieszkają w drewniano-blaszanych domkach, może o powierzchni 40m2 każdy.

We wsi był też 1 porządny, betonowy budynek – schron przeciw tajfunowy.

Mieszkańcy byli katolikami. Odwiedziłem więc kościół. Bardzo prosty, prostopadłościenny budynek, bez żadnych dekoracji, oprócz kilku obrazków. W środku był 2 instrumenty muzyczne: lokalny bęben oraz harmonium, czyli takie małe, ręcznie pompowane organki. Nie omieszkałem spróbować grania, a potem pani z panem zagrali dla mnie 1 utwór.

Kościół katolicki we wsi

Zapytałem, czy mógłbym zobaczyć, jak wyglądają ich domy w środku. Weszliśmy więc do pierwszej lepszej zagrody, chyba bez większego pytania. Pani domu akurat gotowała obiad i przewodnik przekazał mi, że chce mnie koniecznie poczęstować. Dostałem więc kawalek tilapi z ziemniakami gotowanymi w przyprawach. Do chatki oczywiście też zajrzałem, pani domu mnie oprowadziła i opowiedziała. To byly 2 zamykane pokoiki, trzeci półotwarty, wszysko połączone korytarzo-salonem. Takie warunki to abstrakcja dla Europejczyka. Jednak czułem, że moja wizyta była w pewnym sensie zaszczytem dla mieszkańców tego domostwa. Przekazali mi, że zapraszają ponownie nastepnym razem.

Goapodarze i znajomi jednego z domostw
Witrynka w jednym z pokojów
Kuchnia zewnętrzna

Potem poszliśmy do domostwa jeszcze jednej osoby. Również zostałem poczęstowany jakimiś ciastkami i ryżem dmuchanym. Pomimo, że gospodarz obecnie nie miał pracy, to i tak przyjął mnie tak, jak mógł.

Chcę zaznaczyć, że ta moja wizyta była zupełnie niekomercjalna. Zachowania ludzi byly spontaniczne, nic nie było „dograne”. Ludzie tutaj byli naprawdę super!

Młodzież kąpie się w stawie

Po tym wszystkim wyruszyliśmy elektrycznym i towarowym tuk-tukiem wzdłuż rzeki, bo tak rozkładają się domostwa. Super było obserwować zykle życie prostych ludzi na wsi. Widziałem ich kąpiele w stawach (zamiast prysznica), suszenie krowiego łajna na słońcu, najczęściej uformowanego ręcznie na patykach. To łajno służy za opał. I jest za darmo! Dookoła było też widać krowy, kozy, kaczki.

Przez pewien czas ja prowadziłem tuk-tuka, wiąząc 2 Bengalczyków. Wyobraźcie sobie miny tubylców!

Zatrzymaliśmy się na obiad w jednym z licznych eko-lodge dla turystów, glownie lokalnych. Tu znowu zrobiono mi zdjęcie, aby było reklamą tego miejca w internecie. Po zakończeniu posiłku pojechaliśmy dalej, na lokalny targ. Wypytałem o sprzedawane tam warzywa i owoce. W Bangladeszu nie ma aż tak dużo owoców tropikalnych.

Luch

Do brzegu rzeki dojechaliśmy wraz z zachodem słońca, po drodze mijając mnóstwo pól ryżowych. Stamtąd małą łódeczką przedostaliśmy się na drugą stronę, złapaliśmy autobus powrotny do Khulna, tam jeszcze raz przeprawa przez mały kanał i rikszą dotarliśmy do centrum. Za całość zapłaciłem 80usd i dorzuciłem napiwek. Warto było!

Ja z przewodnikiem na tle pola ryżowego
Mini prom. Nie wygląda bezpiecznie, co?

Od razu poszedłem na kolację do pizzeri (sorki Maciek! Ale po tygodniu to chyba można?). I znowu byłem traktowany jak gwiazda! Kelnerzy skakali koło mnie non stop, manager wypływał o różne rzeczy, na koniec zaproponował darmowy napój. Super!

Na koniec pakowanie i kolejna krótka noc.


Discover more from Piotrkowe Wyprawy

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

4 komentarze

  1. Magda pisze:

    Ciekawy ten las namorzynowy. Daj więcej zdjęć.

    1. piotr pisze:

      Niestety za dużo nie zrobiłem..

  2. Magda pisze:

    Jak Ci się podobała rola gwiazdy we wiosce?

    1. piotr pisze:

      Ciekawe doświadczenie:) oni są ciekawi mnie, a ja ich;)

Skomentuj piotr Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *