Przez moje problemy ze zdrowiem kiepsko spałem. Zrezygnowałem ze śniadania. O 7 wyruszyłem na lotnisko. W Kalkucie były śmieszne, stare, żółte taksowki. Klimat trochę jak ns Kubie.

Lot przebiegł planowo. Potem wziąłem taxi nad Ganges, gdzie będę do jutra.
Po szybkim ogarnieciu się, oddaniu w końcu rzeczy do prania, poszedłem spać.
Wstałem na ceremonię w Dashashwamedh Ghat, gdzie codziennie odbywa się rytułał Ganga Aarti. Jest to rytuał religijny wykonywany przez braminów (kapłanów), w którym dziękuje się rzece za życie, oczyszczenie i duchową opiekę.


Wracając do hostelu zatrzymałem się, aby zjeść sam ryż z herbatą. Może się przyjmie… A potem wybrałem się do spania.
Mam kilka luźnych spostrzeżeń co do Indii, ale w sumie w Bangladeszu było podobnie.
Publiczne beknie i plucie dookoła siebie jest tu na porządku dziennym.
W każdym większym mieście jest olbrzymi smog. Ale to taki, że jest aż siwo. I momentalnie czuję go w gardle.
Miałem wyobrażenie, że Hindusi niemal bez wyjątków mówią po angielsku. Niestety nie mówią. Dzisiaj w hostelu gość musiał dzwonić do innego, abym mógł przekazać proste informacje. Albo jak już coś mówią to z tak paskudnym akcentem, że po 3 razy się pytam, o co chodzi.
Jest tu wszędzie okrutnie brudno. Śmieci wyrzucane są na ulice, drogi są obsrane przez psy i krowy. Dzisisj mijałem nawet obsrane pampersy. Naprawdę nie rozumiem tego. Ja tu jestem dzisiaj i jutro pojadę dalej. Ale oni tu żyją na codzien. Jaki sens? Jaka przyjemność?
Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Tak, ten brud indyjski …wiedziałam, że będzie Ci to przeszkadzać. Ale chyba pomimo wszystko warto było się tam wybrać.
No tak, widziałem na co się piszę:)