Dzień rozpocząłem o 4:45. Po 5 zaczęła się klasyczna tutaj wycieczka łódką przed wschodem słońca. Popłynęliśmy najpierw Gangesem na południe do Assi Ghat na ceremonię chyba taką samą, jak wczorajsza wieczorem, tylko w innym miejscu. Bramini wykonywali w każdym razie te same czynności.

O 6 wróciliśmy na łódkę i zaczęliśmy dryfować z powrotem na północ. Spodziewanego spektakularnego wschodu słońca nie było chyba przez smog. Słońce nie mogło się przebić chyba z godzinę od czasu wschodu słońca. Ja siedziałem w masce przeciwsmogowej…
Po drodze sternik opowiadał krótko, jakie obiekty mijamy.

Najciekawszy punkt był najbardziej na polnocy: Manikarnika Ghat, czyli słynne tutaj krematorim na otwartym powietrzu, gdzie spala się codziennie 200-300 ciał.


Z lewej ciało już leży i będzie zaraz podpalone.

Jak już pisałem wcześniej, nie wszystkich się kremuje. Małe dzieci, kobiety w ciąży, trędowaci, wysocy duchowni oraz zabici przez jad kobry są… zatapiani w Gangesie.






Po powrocie do hostelu zjadłem śniadanie, znowu na ryzyku, w związku z ostatnimi problemami. Na szczęście było ok.


Potem jeszcze chwilę odpocząłem, spakowałem się i poszedłem zwiedzać.
Zacząłem od swiatyni Kaal Bhairav. I… nie zwiedziłem jej, bo był taki tasiemiec wiernych w kolejce, że nie miałem na to cierpliwości. To Waranasi to taka nasza Częstochowa w sezonie pielgrzymkowym.

Poszedłem więc do krematorim, zobaczyć z bliska. Tak, widziałem palące się ciała, wystawały opieczone ręce i nogi, czy glowa. Na pewno ten widok zostanie ze mną przez jakiś czas… odzobaczyć się tego nie da. Zapytacie: co z zapachem? Otóż odpowiem: nie czułem nic. Może wiatr w złą stronę zawiał, może jakaś inna magia. Prochy, naturalnie, wrzucane są do świętej rzeki Ganges. Są też specjalne osoby, które wcześniej przegrzebują te prochy w poszukiwaniu złotej biżuterii na handelek. Uroczo, nieprawdaż? Zdjęć nie wolno było robić.
Potem była najbardziej popularna świątynia Kashi Vishwanath. Wymagała opłaty 16zł, zostawienia plecaka, wraz z telefonem i aparatem. Potem przechodziło się przez kontrolę bezpieczeństwa prawie jak na lotnisku. Straciłem, uwaga, paczkę chusteczek, bo „nie wolno”. Tu były chyba jeszcze dłuższe kolejki wiernych, aby złożyć dary przed bogami. Nic w sumie nadzwyczajnego dla mnie tam nie było. Jedynie złota świątynia, ponoć pokryta 30kg prawdziwego złota robiła wrażenie.
W ogóle do niemal wszystkich świątyni nie można wchodzić w butach. Trzeba chodzić po tych brudnych posadzkach na boso.
Następnie byłem na obiedzie, ale paneer butter masala z roti się nie przyjął:(. Więc mój brzuch dalej nie funkcjonuje, jak należy. Ech.
Podszedłem jeszcze do świątyni nepalskiej. Faktycznie wyglada, jak te w Nepalu!
Kilka ulicznycb obrazków:







Na koniec przejechałem na bardziej południową część miasta i odwiedziłem jeszcze z 4 świątynie, ale nie będę zanudzał nazwami.




Przed powrotem do hostelu poszedłem na herbatę z widokiem na Ganges. Dołączyło do mnie 2 chłopaków z Couchsurfing, ale spotkanie nic za bardzo nie wniosło w moje życie.

W hostelu był prysznic, pakowanie się na podróż pociągiem. O 22 wyruszyłem i na dworcu byłem ok 22:30. Śpi tu mnóstwo bezdomnych!

Okazało się, po chwili konsternacji, że jestem na złym dworcu! Bo tutaj było ich więcej! Zrobiłem szybki zwrot w tył, kolejny tuk tuk i całe szczęście, że druga stacja była tylko 3,5km dalej. Zdążyłem! Chwilę zajęło znalezienie ostatniego peronu i ostatniego wagonu (z 24). 23:10 wyruszylem. A wagon miło mnie zaskoczył. Mam nawet pościel i poduszkę.


P.s. jestem w podróży 13 dni i nie padało jeszcze:)
Discover more from Piotrkowe Wyprawy
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Nie ni Piotrze nie jest tak żle, na dworcu wypatrzyłam takie duże kosze na śmieci. Czyli coś jednak lepiej.